Muzeum Kresów w Lubaczowie

Rozmowy na Pograniczu. Rozmowa trzecia

Wśród chłopów tłoczących się na drogach albo gromadzących się w obozach forsowany przez władze termin przyjmuje się. Stają się „bieżeńcami”. Wszyscy się do nich tak zwracają – i wojsko, i pracownicy punktów pomocowych, i lekarz jeśli uda się do niego dostać. Sami zaczynają o sobie tak mówić.

Możliwe, że potrzebują jakiegoś określenia. Nowej tożsamości. Dotychczasową przecież stracili. Nie są już chłopami. Nie uprawiają ziemi: zwierzęta, które hodowali, zostawili, a jeśli zabrali ze sobą – albo już zarżnęli, albo sprzedali. Tego, kim są nie określa też miejsce zamieszkania. Nie mają domu. Przestali być nawet matką czy ojcem – dzieci często umarły. Są nikim. Staja się więc bieżeńcami. Nieważne już, katolicy czy prawosławni; Rusini, Polacy czy Litwini. Bieżeńcy. Po prostu.

Aneta Prymaka-Oniszk, Bieżeństwo 1915. Zapomniani uchodźcy

Aneta Prymaka-Oniszk staje się głosem, który przerywa milczenie nad historią, stając się przewodnikiem przez labirynt wspomnień, które przekraczają granice czasu. Jej praca to nie tylko zapis faktów, lecz próba zgłębienia przemyśleń i uczuć tych, których głosy często były zagłuszane, a utrwalone zostały w przypadkowych zapisach pamiętnikowych, sprawozdaniach organizacji pomocowych czy relacjach dziennikarskich. Przez nią historia staje się czymś żywym w naszej świadomości współczesnej. Jednakże pamięć nie jest prostą sprawą, to nie tylko zapis faktów, lecz również interpretacja filtrowana przez pryzmat czasu i doświadczeń. Aneta Prymaka-Oniszk zdaje sobie sprawę, że każda narracja jest subiektywną konstrukcją, ukształtowaną przez kontekst społeczny i indywidualne doświadczenia. Przez jej badania i refleksje zawarte w dwóch książkach „Bieżeństwo 1915. Zapomniani uchodźcy” i „Kamienie musiały polecieć. Wymazywana przeszłość Podlasia” zacierają się granice między jednostkowym doświadczeniem, a wspólnotową pamięcią, tworząc nowy wymiar zrozumienia historii i tożsamości.

Krystyna Gielarek-Gorczyca, Trauma i pamięć zbiorowa. Spuścizna bieżeństwa w pamięci społeczności lokalnych i narodowych

W początkowej fazie I wojny światowej, między jesienią 1914 r., a czerwcem 1915 r., wieś znajdowała się na terenie zajętym przez Rosjan. Nowe władze znalazły poparcie u części tutejszych Rusinów, hołudujących orientacji moskalofilskiej. Na ich czele stał miejscowy proboszcz ks. Wasyl Wołoszyński. W 1915 r., wobec niepowodzeń militarnych Rosjan, kapłan ten wraz ze znaczną częścią parafian wyjechał na Wschód. Mieszkańcy wsi powrócili dopiero w maju 1918 r. W tym czasie trwał już kolejny konflikt, tym razem polsko-ukraiński. Stawką było panowanie nad Galicją Wschodnią i budowa własnej, niezależnej państwowości.

Janusz Mazur, Radruż. Cerkiew w przestrzeni pogranicza

Milczenie pełni ważną funkcje w grach tożsamościowych. Gdy pod koniec XIX wieku etnograf Michał Fedorowski zbierał na północ i na zachód od Sokółki materiały do zakrojonego na dziesięć tomów dzieła „Lud białoruski”, folklor tych ziem uważał za jeden z najbogatszych w Europie. Kiedy czternaście lat później do tutejszej parafii janowskiej przyjechał ksiądz Stanisław Szyroki, zastał tylko ciszę.

Aneta Prymaka-Oniszk, Kamienie musiały polecieć. Wymazywana przeszłość Podlasia

Trzeba mieć dar opowieści, aby opowiadać i dar rozmowy, aby rozmawiać. Aneta Prymaka-Oniszk ma. Może jest to jedną z cech ludzi Pogranicza, wyrosłych w ciszy swoich historii, w cieniu wielkich mitów i dominujących, głośnych, oficjalnych narracji. Dar opowieści i rozmowy jest ich jedyną obroną przed głuchą ciszą. A kiedy potrafi się jeszcze zadawać niewygodne pytania, słuchać, oddzielając ziarno od plew odpowiedzi, a potem pisać o tym prawdziwie i z kunsztem, jest nadzieja, że narracja mniejszości zostanie usłyszana i zapamiętana przez większość.

Tutaj trzeba zadać kluczowe pytanie: jakie to ma znaczenie dla większości? Otóż ma. Większość bez mniejszości nie istnieje, centrum nie funkcjonuje bez peryferii, potrzebuje odniesienia, różnicy, aby się identyfikować z większością, potrzebuje mniejszości. Czy to wystarczający powód do poznania historii mniejszości? Byłby wystarczający, gdyby nie jeszcze jeden. Narracja mniejszości jest, z reguły, dla większości ciekawsza, inna, poszerzająca horyzonty, zmieniająca perspektywy. Taka narracja to świeża krew zapobiegająca stagnacji i recesji. Dlatego też żywotnym interesem większości zajmującej jakieś terytorium jest pielęgnowanie swojego Pogranicza, miejsca gdzie rodzą się mniejszości i ich historie. I jakiekolwiek by one nie były, gdyby nawet rodziły napięcia, były niewygodne i nieprawdopodobne, to nie można bez szkody dla organizmu społecznego odwrócić się od nich plecami. Choć Kamienie muszą polecieć, lecz napięcie musi zelżeć. Nie zniknie, ale przez rozmowy, opowieści i słuchanie ze zrozumieniem, zelży. Jest to proces, niełatwy proces, o którym pisze i opowiada Aneta Prymaka-Oniszk, ale nie ma innej drogi.

W Notatkach na marginesie, które do Rozmów na Pograniczu przygotowała autorka, główny akcent kładzie ona na pytaniu: Kto ty jesteś? i odpowiada tak:

Gdy tylko ukazała się moja książka, dziennikarze i w ogóle rozmówcy „spoza” często proszą o określenie, kim jestem w sensie narodowej tożsamości. Białorusinką, Polką, prawosławną Polką, a może jestem „ruska”? A może kimś jeszcze innym?

Tłumaczę, że to jest proces, chyba na całe życie. Gdy należysz do większości i jej narracja dominuje w społeczeństwie, nie musisz się nad tym specjalnie zastanawiać. Rodzina, otoczenie, szkolne lektury, akademie ku czci, programy w telewizji – wszystko opowiada tę samą historię: jesteś Polakiem i nic nie musisz z tym robić. W przypadku mniejszości to nie jest takie proste. W rodzinie coś słyszysz, ale gdy idziesz do szkoły albo włączasz telewizor widzisz, że twój świat nie przystaje do tego oficjalnego. I nie bardzo wiesz, jak to poukładać; wokół się o tym nie rozmawia, nie wiadomo kogo i o co pytać. Ale czujesz rodzaj presji, by się jakoś określić, identyfikować. Przymierzasz różne tożsamości i czujesz, że niekoniecznie pasują. Szukasz więc dalej; do tego dochodzi zmieniająca się rzeczywistość polityczna i społeczna. Czym innym było być Białorusinką w Polsce w latach 80., potem w 90., a czym innym dziś. Jako dorosła, mam szerszy ogląd i zdaję sobie sprawę z kontekstu pojęć, które wymieniają. Na przykład „prawosławni Polacy” – ten koncept narodził się w międzywojniu i miał cel asymilacyjny, wynaradawiający Białorusinów i Ukraińców, a i teraz bywa podobnie wykorzystywany. Z „ruskim” jest inny kłopot, dziś powszechnie to słowo oznacza pejoratywnie „rosyjski”. A w „ruskim”, z którym się utożsamiam, chodzi o historyczną Ruś, dziedzictwo wschodnich ziem Rzeczpospolitej i tutejszych mieszkańców, bez którego nie sposób zrozumieć swoich korzeni. Jestem podlaską Białorusinką, ale polskość też jest moja; kształtowała mnie polska kultura, sztuka, historia. Oraz polski poemat narodowy zaczynający się od słów „Litwo, ojczyzno moja”, który napisał chłopak spod Nowogródka.

Zresztą do tych pojęć, które mnie definiują, można dodać i tę mickiewiczowską „litewskość”. Jeszcze do niedawna na Podlasiu mówiło się o nas też „Lićwiny”, nawiązując do spuścizny Wielkiego Księstwa Litewskiego.

I zaraz zadaje drugie pytanie.

Co z tego wynika?

W przypadku Anety Prymaki-Oniszk wynikło wiele dobrego. Po pierwsze, to ona przywróciła tamtejszej tożsamości książką Bieżeństwo 1915. Zapomniani uchodźcy pamięć o bieżeństwie, które w  dużym stopniu tą tożsamość przecież, jak sama wspomina, uformowało. Dziwnym trafem, albo naturalną koleją rzeczy, gdyby nie ta książka, to nigdy nie poznalibyśmy tak dobrze kontekstów radruskiego bieżeństwa, traktowanego przez nas jako epizod, a przecież dotyczący około dwóch milionów ludzi. A poza tym książka ta jest koronnym dowodem na to, że historia musi się powtarzać. Od 2022 roku jesteśmy świadkami podobnych wydarzeń, które wywołała wojna rosyjsko-ukraińska. Po drugie, przez to, że jest wyczulona na głos mniejszości, zwraca naszą uwagę na historie niedocenione, a bezcenne, na historie kobiet, pomijane i marginalizowane w głównym nurcie. Po trzecie zaś to, co ją ukształtowało, pozwala na stawianie niewygodnych pytań, na które znajduje ona odpowiedzi kładące kres dalszemu wymazywaniu przeszłości, jak to zrobiła w najnowszej książce Kamienie musiały polecieć. Wymazywana przeszłość Podlasia. I trzeba mieć świadomość tego, że przeszłość jest wymazywana nie tylko na Podlasiu, tam i tu i teraz, ale i przecież od lat, na dawnych, wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej. I to, jaki będziemy mieli stosunek do tego wymazywania tutaj, będzie miało decydujące znaczenie o upominanie się o pamięć tam. Dzięki takim ludziom, takim książkom i takim rozmowom, jeśli będziemy mieli szczęście, kiedyś, na Pograniczu i gdzie indziej, raz na zawsze kamienie przestaną lecieć i nikt nigdy nie będzie musiał uciekać od siebie. 

Robert Gmiterek

Fot. Tomasz Michalski

ZAPRASZAMY DO ODWIEDZIN

ul. Jana III Sobieskiego 4
37-600 Lubaczów

ul. Jana III Sobieskiego 4
37-600 Lubaczów

Radruż 13
37-620 Horyniec-Zdrój

Nowe Brusno 103
37-620 Horyniec-Zdrój

Skip to content